wtorek, 6 października 2015

Nauka samodzielnego zasypiania..

Każdy rodzic marzy o tym, aby jego dziecko szybko się usamodzielniło, aby szybko przesypiało całe noce, aby szybko odrzuciło smoczka czy butelkę. My marzyliśmy od dawna o jednym: aby Gabi nauczyła się zasypiać sama w łóżeczku. Tak...przez kolki, przez wieczorne marudzenia nauczyliśmy naszą córkę zasypiania na naszych rękach. O ile była malutka, było to cudowne tak poprzytulać się przed snem, jednak dziecko rośnie a wraz z nim rośnie ciężar jaki spoczywa na rodzicach codziennie usypiając swojego brzdąca. Decyzja o nauce samodzielnego zasypiania nie była łatwa. Co chwilę ją przekładaliśmy, bo zawsze był to dla nas "nieodpowiedni moment". W końcu jednak nie wytrzymałam. Kiedy ząbkowanie dawało nam popalić, po prostu moje siły były niewystarczające; do tego stopnia, że miałam ochotę nie kłaść mojego dziecka w ogóle spać. Jednak wiedziałam, że mimo iż droga będzie długa, to walka się opłaci. Zastosowałam więc kilka zasad:

Uspokajałam swoje dziecko za każdym razem, kiedy tylko zaczynała się histeria po włożeniu do łóżeczka. Zawsze brałam ją na ręce, aby się od nowa wyciszyła. Kiedy to następowało, wkładałam ją z powrotem do łóżeczka. Niestety minusem tego było to, że czasami nawet i 30 razy wyjmowałam i wkładałam małą.

Nigdy nie zostawiałam jej samej aby się wypłakała. Nigdy, przenigdy nie wyszłam z pokoju w momencie kiedy moje dziecko zasypiało. Zawsze byłam gdzieś w pobliżu, aby czuła moją obecność, aby kątem oka widziałam, że mama/tata są obok.

Choćby usypianie trwało godzinę, to nigdy się nie poddałam. Oczywiście były momenty, kiedy miałam ochotę wziąć ją na ręce i uśpić, ale wiedziałam, że ten jeden, jedyny raz może zaprzepaścić cały wysiłek, który włożyliśmy do tej pory. To był więc chyba jeden z najgorszych sprawdzianów mojej cierpliwości.

Nie szukałam wymówek, które stanęłyby na przeszkodzie w dalszym postępie. Mimo iż Gabrysia zaczęła powoli przekonywać się do zasypiania w łóżeczku, a jej histeria trwała 5 a nie 30 minut, to postanowiłam doprowadzić to do jeszcze większego osiągnięcia. Takim też sposobem, nasza córka zasypia teraz w ciągu 5-10 minut sama, bez obecności rodziców, oczywiście w łóżeczku.

Wszystkie te zasady to zbiór, który wypracowaliśmy sami na podstawie obserwacji naszego dziecka. Droga była długa, bo w międzyczasie było ząbkowanie, a cały proces nauki samodzielnego zasypiania trwał ponad 2 miesiące, jednak opłacało się i mogę to potwierdzić, że żadna wymówka nie jest na tyle dobra, aby decydowała o tym, że to zły czas na taką naukę. Tak więc grunt to motywacja i cierpliwość, która się opłaca, szczególnie kiedy po całym dniu mamy ochotę wieczorem położyć się na kanapie, odpocząć i nie martwić się tym, że trzeba uśpić dziecko (nasz kręgosłup nam szczególnie za to podziękuje ;)).

wtorek, 29 września 2015

Zmiany, zmiany...

W życiu każdego przychodzi czas zwątpienia: mnie ten okres dopadł niedawno, kiedy w głowie miałam rozterki pisać czy nie pisać. Chodzi mi oczywiście o bloga. Nie raz myślałam "po co mi to było? przecież i tak nie mam czasu na pisanie, nie mam świetnego sprzętu żeby robić zdjęcia, nie mam talentu, do tego aby swoimi tekstami zaciekawić czytelnika", ale...ten blog powstał dla mnie, dla moich dzieci. Miał pomóc przetrwać monotonię dnia codziennego, miał pomóc w poznawaniu nowych ludzi i co najważniejsze: miało to być miejsce, w którym będę mogła napisać o wszystkim i o niczym. Dlatego też wracam ze zdwojoną siłą, z głową pełną pomysłów i już niebawem ruszę z kopyta. Zatem do zobczenia i wyczekujcie nowego postu ;)

czwartek, 14 maja 2015

Zabawki grające a rozwój dziecka..

Zabawki grające a rozwój dziecka..
Od dawna jestem przeciwniczką kolekcjonowania mnóstwa zabawek, szczególnie tych, które mają milion guziczków, melodyjek i świecidełek. Dlaczego? Otóż jak wiadomo dziecko najchętniej bawi się tym, co zabawką nie jest: miseczką, łyżką, szeleszczącą reklamówką czy innym przedmiotem domowego użytku. Głowa mnie boli, kiedy widzę, że w pokoju niektóre dzieci mają całe półki załadowane piecioma rodzajami pianinek, trzema pluszakami, które grają 10 melodii lub cztery jeździki, które poruszając się wydają mnóstwo dźwięków. Czy dziecku do szczęścia na prawdę potrzebne jest tyle zabawek? Moim zdaniem nie! Bo jeżeli poświęcamy maluchowi wystarczająco dużo czasu, to nie potrzeba mu całego pokoju kolorowych gadżetów. Nie potępiam rodziców, którzy na każdą możliwą okazję kupują dziecku zabawki, ale pomyślcie..czy wy moglibyście się na czymkolwiek skupić, gdyby wokół grało radio, do tego tv + muzyka z komputera? Jest mnóstwo zabawek, które na prawdę rozwijają rozwój dziecka: np. różnego rodzaju sortery, klocki, które są idealną podstawą do zabawy, czy książeczki. A jeśli maluch jest za mały, to wystarczy mała grzechotka, którą może dotknąć, pogryźć i obejrzeć dokładnie ze wszystkich stron. Nikogo tym postem nie chcę zniechęcić do nabywania zabawek, ale kiedy kolejny raz będzie w sklepie wybierać grającą zabawkę, to zastanówcie się, czy nie lepiej kupić dziecku coś innego: prostszego, ale równie ciekawego. Coś, co dziecko może dokładnie samo zbadać bez zbędnych pioseneczek czy świecących lampeczek.
Dlatego szukajcie inspiracji, rozglądajcie się wokół i najważniejsze: spędzajcie z dziećmi jak najwięcej czasu. Bo nie sztuką jest dać dziecku zabawkę i zostawić je samemu sobie; sztuką jest tak zainteresować dziecko, aby z każdym dniem chciało odkrywać świat jeszcze bardziej :)


piątek, 8 maja 2015

Wieczne oczekiwanie.

Natura ludzka jest tak dziwna, że wiecznie na coś czekamy. Jeśli chodzi o macierzyństwo, osiągamy poziom hardkorowy.
Na początku kiedy okazuje się, że jesteśmy w ciąży czekamy na pierwsze usg i wizytę u lekarza. Później czekamy na pierwsze ruchy, po pierwszych ruchach czekamy na pierwsze kopniaki. No to teraz już mogłoby się dziecko urodzić. W tym momencie w niecierpliwym oczekiwaniu pomagają nam "życzliwe" osoby: "masz nisko brzuch, więc pewnie lada dzień urodzisz", "Jakoś nie widać żebyś była zmęczona, więc pewnie urodzisz po terminie", "A ty w ogóle czujesz już jakieś skurcze?" itd. Kiedy nadchodzi ta wspaniała chwila i mamy maleństwo przy sobie, to fajnie by było gdyby oprócz spania i jedzenia robiło coś jeszcze. Dziecko więc rośnie i rośnie, coraz mniej śpi, odstępy między karmienia są większe, to fajnie by było gdyby zaczęło się przekręcać z brzuszka na plecy i odwrotnie. Zaczęło się przekręcać to mogłoby próbować pełzać. I tak pełza ten nasz pełzaczek, ale przydałoby się żeby zaczęło jeść coś innego niż mleko. Czekamy więc na odpowiedni moment i zaczynamy dziecko karmić czym popadnie: banan, jabłko, marchewka, ziemniak i co mamy pod ręką. Ale żeby dziecko lepiej jadło a krzesełko do karmienia w końcu się przydało to dobrze by było, żeby bąbel już ładnie siadał. No i zaczyna siadać nasze maleństwo, ale już nie zabawi się za długo samo. To może raczkowanie? O tak, kiedy zacznie raczkować to wtedy będzie bardziej zajęte tym co się dzieje wokół. No ale kiedy ono zacznie chodzić? Nadchodzi ten moment, kiedy dziecko stawia pierwsze kroki, więc niedługo pewnie przyjdzie pora na mówienie. A kiedy zacznie mówić to się dopiero zacznie co dobrego...I rozgada się maluch, pójdzie do przedszkola, do szkoły, zacznie się okres buntu, pierwsze miłości, zawody i wybór studiów. Koniec studiów to i pierwsza poważna praca, zaraz jakaś narzeczona/narzeczony i ślub. A kiedy doczekam się tych wnuków? Są i wnuki, jest dom pełen ludzi, szczęśliwe dzieci z rodzinami, szczęśliwi my, więc na co teraz czekać? Ano czekać nie ma co, tylko trzeba się cieszyć każdą chwilą, która przemija w mgnieniu oka.

wtorek, 28 kwietnia 2015

Przypisywanie ról

Zapewne niejeden z was posiadając rodzeństwo, ucząc się, pracując, spotkało się z tym, że po krótkim kontakcie z innym człowiekiem ocenialiście go, przypisując mu konkretne cechy. No właśnie. Ludzka tendencja do przypisywania ról jest powszechna od dawien dawna. Robimy to automatycznie nie zważając na konsekwencje. A jak to jest z przypisywaniem ról dzieciom? Otóż musimy sobie uświadomić, że dzieci biorą "wszystko do siebie". Może nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale nasze pociechy bardzo dużo zapamiętują z dzieciństwa, szczególnie momenty, kiedy coś idzie nie po ich myśli. Taki proces zauważymy najczęściej w naszym domu, kiedy mamy rodzeństwo. Ja sama na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że rodzice z góry przypisali role mnie i moim siostrom. Pewnie robili to nieświadomie, ale jakiś element w mojej psychice został. Otóż jestem najstarsza z mojego rodzeństwa, więc rodzice z góry założyli, że to ja musze się opiekować moimi młodszymi siostrami, że to ja powinnam mieć najwięcej obowiązków w domu; że to ja powinnam dawać moim siostrom dobry przykład. Podkreślali to tak często, że jako nastolatka się zbuntowałam i nie było przeproś. Było kilka nieciekawych sytuacji, jednak oni chyba do tej pory nie zdają sobie sprawy z tego, co miało na mnie taki wpływ. Za to najmłodsza siostra z racji, ze była najmłodsza mogła dużo, bardzo dużo. To ona była zawsze malutka, to jej pozwalano na więcej; to ona miała najmniej obowiązków. Oczywiście do rodziców mam mały żal, chociaż już dawno złe emocje mnie opuściły, jednak wszystko wróciło, kiedy urodziła się Gabrysia. Bo jak to zrobić, żeby nie przypisać ról moim córkom? Jak to zrobić, aby traktować je równo, aby żadna nie była poszkodowana i za kilka lat mi nie wypomniały, że czuły się z tym źle? No więc staram się jak mogę, nie określać Zuzia wyłącznie jako "starszej siostry". Owszem czasami poproszę, aby przypilnowała przez chwilę Gabrysię, ale nie nakazuję jej robić tego, ponieważ "jest starsza i powinna pilnować siostrę". Grunt to zdrowe podejście. Kiedy będziecie mieli ochotę powiedzieć waszemu dziecku "powinnaś być przykładem dla młodszego rodzeństwa", to zastanówcie się drodzy rodzice: czy wy chcielibyście aby do was ktoś mówił "powinnam dawać przykład swoim dzieciom, w końcu jesteś ich matką". Tak łatwo nam oceniać kogoś, określać zamiast porozmawiać, ustalić zasady i trzymać się ich.

sobota, 18 kwietnia 2015

Matka samotna..

Czy nie macie czasami wrażenia, że po urodzeniu dziecka duża część waszych znajomych (szczególnie tych bezdzietnych), nagle gdzieś się rozpływa? już nie ma częstych telefonów, ustawek na piwo czy imprezę, lub po prostu spontanicznych odwiedzin. Ja właśnie jestem na tym etapie, gdzie mam garstkę znajomych, bo reszta gdzieś "uciekła". A dlaczego tak się dzieje? Myślę, że powodów jest kilka.
Wiele osób myśli, że jeżeli jestem matką, to mówię tylko i wyłącznie o kupkach, ząbkowaniu, przewijaniu, rozszerzaniu diety itp., a czy nikt z nich nie pomyślał, że ja właśnie po to chcę wyjść, aby przez moment o tym wszystkim nie myśleć? Siedząc 24h/dobę w domu z dzieckiem też mam ochotę odzipnąć i pogadać o pierdołach, posłuchać o problemach innych, czy pośmiać się z głupot.

Kolejnym powodem braku kontaktu jest pewnie fakt, że wiele osób myśli, iż masz dziecko to nie masz jak/kiedy bez niego wyjść, bo jeżeli raz odmówiłam wyjścia na drinka (bo akurat wtedy dziecko zachorowało, albo nie miałam z kim go zostawić), to na tej jednej próbie się kończy, bo "pewnie znowu nie będzie mogła wyrwać się z domu". Otóż takie myślenie jest błędem! Mam rodziców, którzy raz na jakiś czas chętnie zostaną z dziećmi w domu, żebyśmy mogli gdzieś wyjść. Dziecko też nie choruje przez cały rok, więc czasami warto zadzwonić więcej niż raz i zapytać, czy się spotkamy.

To samo dotyczy odwiedzin. W naszym domu nie wyznajemy zasady: Dzieci=cisza! Nasze córki od małego są przyzwyczajane do tego, że nie chodzi się na palcach kiedy śpią, więc spokojnie każdy może wpaść do nas wieczorem, pogadać, obejrzeć film, a nawet gdybyśmy zrobili imprezę na 30 osób to naszych dzieci to nie ruszy.

Więc drodzy znajomi innych rodziców: nie bójcie się tego, że po pojawieniu się dziecka wasze relacje się zmienią.Oczywiście już nie będzie cotygodniowych imprez czy popijaw kilkudniowych, ale raz na jakiś czas nawet rodzice chcą wyjść z domu i porozmawiać o czymś innym niż pieluchy, słoiczki i wózki ;]

piątek, 17 kwietnia 2015

Mieszkanie na wsi-plusy i minusy!

Mieszkanie na wsi-plusy i minusy!
Jak wiadomo i mieszkanie na wsi i mieszkanie w mieście ma swoje dobre i złe strony. Ja wychowałam się w mieście (no dobra, miasteczku :P), mieszkałam w bloku do 18 roku życia. Jednak odkąd urodziłam Zuzię mieszkamy na wsi, najpierw na jednej, później na drugiej, więc co nieco o tym wiem. Co więc dokładnie uważam za zalety i wady mieszkania poza miastem?

ZALETY:
1. Mamy swoją, własną przestrzeń.
To jest największy plus mieszkania na wsi. Robisz grilla: nikt nie dzwoni po policję, że za głośno; jest upał: dziecko biega w samych majtkach wokół domu i nikt nie podgląda, nie komentuje. Robisz po prostu to co Ci się podoba i nikt nie robi Ci z tego powodu problemów.

2. Powietrze.
Z tego chyba każdy mieszkający na wsi korzysta na maksa: świeże powietrze. Oczywiście nie jest ono tak świezutkie jak powinno być, bo nawet na wsi są samochody, kominy itp., ale jest o niebo lepiej niż w mieście. Dodatkowo mieszkając obok lasu (jak ja), odpoczywamy od spalin.

3. Długie spacery obfitujące w piękne krajobrazy.
Mieszkając obok lasu często robimy sobie wycieczki. Nie ma nic piękniejszego niż las o każdej porze roku, gdzie nie ma wieżowców, supermarketów i innych Stonek.

4. Cisza.
Bo oprócz przejeżdżających samochodów czy traktorów pracujących na polu, słychać jedynie śpiew ptaków, szum drzew. Coś pięknego, wspaniałego, uspokajającego, a jak działa na zmysły.

5. Relaks.
Ponieważ jest cisza, świeże powietrze, to łatwiej zapomnieć o problemach, zrelaksować się, odprężyć i odpłynąć leżąc na leżaku i grzejąc się na słońcu.


WADY:
1. Brak rozrywek.
Nie jesteśmy jedynymi mieszkańcami wsi, jednak nie ma tu możliwości wyjścia do kina, do pubu, na wieksze zakupy, bo oprócz jednego sklepu, czy szkoły nie ma nic.

2. Bez samochodu ani rusz.
Jeśli chcę się przejść to biorę Gabi w wózek i idę na spacer, jednak jeśli chciałabym przejść się do koleżanki, czy do lekarza to bez samochodu nie dam rady, bo najbliższe miasteczko mam 7 km dalej.

3. Mało ludzi.
To jest dla mnie bardzo duży minus. Jestem osobą, która uwielbia tłumy (niestraszne mi dzikie tłumy w weekend w galerii handlowej!), uwielbiam kiedy wokół dużo się dzieje, a na wsi tego nie ma. Każdy jest zapracowany, każdy zawsze ma coś do zrobienia i nie ma czasu, żeby się spotkać, wypić kawę czy wieczorem drinka.

4. Złe warunki komunikacyjne.
Jeśli nie masz samochodu to jesteś uziemiony, ale jeśli z Twojej wsi nie możesz się wydostać bo nie ma busów czy autobusów, to już jest na prawdę źle. Nie możesz nic załatwić, jeśli nie masz się czym poruszać. Do tego żeby wyjść z dzieckiem na spacer musisz uważać, bo brak chodników sprawia, że idziesz ulicą, którą co chwilę przejeżdża tir czy inny wariat drogowy.

5. Małe zakupy.
Chciałabyś zrobić zakupy na cały tydzień? Oczywiście możesz, ale znając życie w małym sklepiku na wsi, nie dostaniesz połowy rzeczy z Twojej listy, bo produkty dostępne tu są jak najtańsze, najprostsze i brak nowości.

6. Rozwój dziecka.
Jeżeli w Twojej wsi jest przedszkole, szkoła, to masz szczęście, bo nie wszędzie tak jest, Często rodzice muszę dowozić dzieci kilka km, co jest uciążliwe i czasochłonne. Wszelkie inne zajęcia typu tańce, zajęcia sportowe, nauka gry na instrumencie, czy basen, są poza zasięgiem waszej wsi, więc nie ma szans, że Twoje starsze dziecko będzie chodziło na piechotę na piłkę nożną, bo musisz je dowieźć.

Jeśli czegoś wam brakuje na tej liście wad i zalet to piszcie śmiało. Jak widzicie ja znalazłam więcej wad, ponieważ wieś to jest to co lubię "od czasu do czasu", a tak na prawdę zawsze uwielbiałam miasto. Nigdy nie przeszkadzał mi zgiełk, hałas czy tłum, wręcz przeciwnie. Chyba jestem jeszcze za młoda i mam za mało doświadczenia życiowego, aby docenić tę ciszę i spokój jaka panuje na wsi. Na razie po cichu liczę, że spełnią się nasze plany i na kilka lat pożegnam się z wsią, ale na pewno będę tu przyjeżdżać z dziećmi, żeby skorzystać z tej swobody.

Wszystkie opisane wyżej punkty są tylko i wyłącznie moją opinią!

zdjęcie pochodzi ze strony podatnicy.org

czwartek, 16 kwietnia 2015

Masza i Niedźwiedź.

Masza i Niedźwiedź.
Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam czasami usiąść z Zuzią na kanapie i obejrzeć dobrą bajkę. No właśnie, ale jaka to jest ta dobra bajka? Odkąd Zuzia zaczęła interesować się bajkami zaczęłam zwracać uwagę jaka jest ich treść. Niestety, ale coraz częściej spotykamy się z czymś co bajkę z pozoru przypomina, bo jak wszyscy doskonale wiemy, główną cechą bajek jest to, aby czegoś uczyły. Tak więc część bajek w naszym domu jest zakazana, ale są takie przy których cała rodzina się śmieje i nie chce odejść od telewizora. Dlatego świetną alternatywą okazała się "Masza i Niedźwiedź". Polecam i tym dużym i małym, najlepiej wersję orginalną czyli w języku rosyjskim(?). Właśnie fakt, że jest to bajka w języku obcym nie stwarza problemu, bo animacja jest ukazana w taki sposób, że każdy może zrozumieć o co tam chodzi. Zuzka jest zachwycona Maszą a ja mimo, że obejrzałam z nią każdy odcinek po kilkadziesiąt razy to nadal za każdym razem śmieję się tak samo :)
Więc polecam, tym bardziej, że od jakiegoś czasu może ich oglądać na TVP ABC, a jesli nie to youtube wam pomoże ;)

A oto nasz ulubiony odcinek:

wtorek, 14 kwietnia 2015

5 lat macierzyństwa..

5 lat macierzyństwa..
Dokładnie 5 lat temu o 12:05 na świat siłami natury przyszła nasza starsza córka Zuzia. Poród był szybki (bolało ale ból szybko się zapomina). Zuzia mała nie była bo wazyła 3410g i miała 57cm. No i wtedy się zaczęło...Nocne pobudki, kolki, pierwsze uśmieszki, raczkowanie, pierwsze warzywka, pierwsze kroczki i milion innych cudownych chwil. Mimo iż byliśmy młodzi, to cieszyliśmy się każdą chwilą spędzoną z córką i nie było żalu, że coś nas omija, bo nie ominęło. Dostaliśmy od życia wspaniały prezent, ktory z każdym rokiem nas zachwyca, czegoś uczy.
No właśnie czego nauczyła mnie Zuzia? Otóż nauczyła mnie cierpliwości, większej radości z małych rzeczy, a najważniejsze tego, że można kogoś kochać tak mocno, że jest się gotowym zrobić dosłownie WSZYSTKO, żeby tylko uszczęśliwić tą małą istotkę.
Więc córciu kochana, życzymy Ci abyś nadal była taka rezolutna, samodzielna, mądra a Twój wspaniały uśmiech niech towarzyszy Ci przez całe życie...


Ps. Niedługo na blogu pojawi się relacja z urodzin Zuzi, czekamy tylko na ładną pogodę, bo nie ma nic lepszego niż zabawy na świeżym powietrzu ;)

środa, 8 kwietnia 2015

Pedagog-rodzic idealny?

Jest wiele mitów, zdań i powiedzeń, które słyszą młode matki od doświadczonych mam, babć, ciotek i koleżanek, na temat wychowywania dziecka. Kolejnym mitem, które pewnie nie raz słyszą młode mamy, które z wykształcenia są pedagogami jest to, że im w wychowywaniu dzieci jest łatwiej. Ale czy na pewno?
O studiach pedagogicznych myślałam w sumie od początku liceum, bo zawsze uwielbiałam dzieci i chyba bardziej potrafiłam z nimi rozmawiać niż z rówieśnikami czy dorosłymi ludźmi.
Mimo pozorów, nie są to łatwe studia i coraz częściej utwierdzam się w przekonaniu, że na egzaminach wstępnych powinien być jakiś test z psychologii, a twierdzę tak dlatego, że słysząc te wszystkie historie o pijanych, chamskich nauczycielach, którzy bili czy dręczyli dzieci, sprawia, że jest mi wstyd za to, że człowiek, który dzieci powinien kochać, stwarza mu piekło.
Dlaczego zatem nie potwierdzę tezy, że pedagog jest rodzicem idealnym? że jemu łatwiej jest wychowywać własne dziecko niż innym rodzicom? Ano właśnie dlatego, że pedagog też jest człowiekiem, a jak wiemy człowiek popełnia błędy. No i nie oszukujmy się, ale nie ma ludzi idealnych :] Ja staram się bardzo często stosować się do wpojonej mi wiedzy na studiach, bo dowiedziałam się tam wielu przydatnych i ciekawych rzeczy. Miałam wiele przedmiotów, dzięki którym lepiej zrozumiałam myślenie, sposób bycia i rozumowania dziecka. Miałam wiele praktyk, staże w przedszkolach i szkołach, jednak pracować z innymi dziećmi a żyć z własnymi, to dwie różne bajki.
Zacznijmy więc od tego, że z naszym dzieckiem spędzamy o wiele, wiele więcej czasu niż z innymi dziećmi w pracy, co wiąże się z tym, że widzimy własne dziecko w przeróżnych sytuacjach, w różnych humorach i w czasie różnych problemów. Z dzieckiem w szkole jest niby podobnie, ale kończy się lekcja a uczeń wychodzi ze swoim wkurzeniem ze szkoły, natomiast nasza latorośl z tym humorem wraca do domu, do nas.
Prawdę mówiąc, pracując z obcymi dziećmi chyba łatwiej nam zapanować nam emocjami, przynajmniej ja tak mam. Bo mam świadomość tego, że nie mogę dziecku zrobić krzywdy (swojemu też nie!), ba, nie mogę zrobić czegokolwiek, bo zaraz mogę zostać o coś oskarżona.
Zadaniem nauczyciela jest przekazać uczniom wiedzę i mimo, że przy okazji powinniśmy je uczyć kultury, dobrych zasad, wychowania, to nie możemy zastąpić im rodziców. To nie na nasz ciąży brzemię wpojenia dziecku tego, że ma szanować innych i zachowywać się kulturalnie wobec innych. Może właśnie dlatego jest nam trudniej z własnymi dziećmi, bo nam nami "wisi" to brzemię, dodatkowo wielu ludzi wyobraża sobie, że dzieci pedagogów "muszą być" mądre, dobrze wykształcone, grzeczne, dobrze wychowane, bo taki jest stereotyp a jak wiemy "szewc bez butów chodzi".
Zatem jeśli kiedy będziecie zastanawiać się, czy waszej koleżance, która jest nauczycielką w przedszkolu czy szkole jest łatwiej wychować własne dziecko, to najpierw zapytajcie ją o to. Bo tylko ktoś, kto nie skończył studiów pedagogicznych, nie dowie się, że nam tak łatwo nie jest. Może ciut łatwiej, bo jednak mamy trochę pojęcia jak walczyć z agresją w przedszkolu, co zrobić, kiedy dziecko czuje się odrzucone, czy jak rozmawiać z nimi na "trudne" tematy, ale nie wygląda to tak różowo jak wiele osób myśli.

Jeśli więc macie dokładniejsze pytania to śmiało ;) Jako pedagog spróbuję coś podpowiedzieć :)

środa, 1 kwietnia 2015

Czy małżeństwo ulega zmianie po pojawieniu się dzieci?

Pytanie niby błahe , bo powiecie, że jeśli ktoś chce dziecka to nawet zmiany nie są w stanie zmienić tej decyzji, ale czy zastanawialiście się kiedyś jak będzie wyglądało wasze małżeństwo/związek w momencie pojawienia się pociechy?
Otóż zmienia się bardzo wiele. Oczywiście dziecko najczęściej cementuje związek, jak to było w naszym przypadku, szczególnie po pojawieniu się Gabrysi. Ale są sytuacje kiedy z momentem pojawienia się długo wyczekiwanego potomka, nasza miłość do partnera/partnerki schodzi na dalszy plan..Wiadomo, przecież każdy chce łapać jak najwięcej chwil z maluszkiem i spędza z nim jak najwięcej czasu, nie zdając sobie sprawy, że zaniedbujemy drugą osobą.
Co więc robić aby nasz małżonek/małżonka nie poczuł się odepchnięty?
Randki, randki i jeszcze raz randki.
To jest coś, co nigdy w związku się nie znudzi. Czasami rodzice po prostu muszą mieć chwilę tylko dla siebie. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma ten komfort, żeby zostawić z kimś dziecko nawet na kilka godzin, ale jeśli mamy taką możliwość to skorzystajmy z niej. Warto sobie przypomnieć czasy, kiedy wasz związek dopiero się "rozkręcał", kiedy była fascynacja a nie problemy dnia codziennego. Taki wieczór, nawet raz w miesiącu będzie idealną opcją na to, aby odświeżyć swoją relacje.
Docenianie partnera/partnerki.
Drodzy panowie, doceńcie to, że wasze partnerki są w domu z waszymi dziećmi; dbają o nie, pilnują aby dobrze się rozwijały a w dodatku starają się dbać o dom, więc ugryźcie się w język, kiedy chcecie zapytać: "a co ty przez cały dzień zrobiłaś?" Takie pytanie to samobójstwo i na pewno nie sprawi, że relacje między wami będą lepsze.
A wy drogie panie, nie krzyczcie na faceta, kiedy próbuje przebrać dziecko i zajmuje mu to o połowę czasu dłużej niż wam. On kiedyś w końcu nauczy się robić to w 3 minuty a nie 10, a nerwy w tym momencie nie pomogą ani jemu ani wam.
Wspominanie.
Ale nie rozpamiętywanie. Najgorsze co może być, to porównywanie, że kiedyś to nikt nie krzyczał nad uchem, że mieliście dużo czasu na wyjścia ze znajomymi, czy pieniądze które wydajecie na mleko mogliście oszczędzić na super wakacje. Teraz już na to za późno. A wspominanie, jak to było na początku związku, przypomnienie fajnych momentów, może jakiś nietypowych sytuacji sprawi, że poczujecie jak wam zawsze było razem wspaniale i że może to jest dobry moment, żeby czasami wrócić do takich miłych chwil.
Nie kłóćmy się o głupoty.
To jest chyba jeden z najczęstszych problemów małżeńskich kiedy pojawia się bobas. Bo wam po ciąży buzują hormony i denerwuje was to, że partner zostawił brudną pieluchę na przewijaku, a męża nie zadowala to, że obiad jest z torebki. Na prawdę, wiem, że to trudne, ale jest tyle poważniejszych problemów, więc nie warto marnować naszego czasu i energii na takie pierdoły.
Istnieje ktoś oprócz naszych dzieci.
Musimy zdać sobie z tego sprawę. Zauważyłam, że najczęściej ten problem mają kobiety: tak są zapatrzone w swoje dzieci, tak kochają je ponad życie, że obecność partnera w pewnym momencie tylko je drażni, albo co gorsza, wydaje się niepotrzebna. Nie wolno nam dopuścić do takiej sytuacji! Kochać nikt wam nie zabroni, opiekować się, tulić, ściskać i robić wiele innych przyjemnych rzeczy, ale czy nie przyjemniej byłoby kochać i cieszyć się naszą pociechą z mężem? On też ma swoje potrzeby, też kocha nasze dziecko i również chciałby brać czynny udział w wychowaniu.


Myślę, że recept na poprawę stanu naszego związku jest milion. Ja na razie nie stosowałam innych, ponieważ w odpowiednim momencie zdałam sobie sprawę, że bez pielęgnowania naszej miłości, nasz związek może się rozpaść. Ważne są szczegóły, drobnostki, którymi tak bardzo, wspólnie się kiedyś cieszyliśmy. Wystarczy odrobina dobrej woli, aby spróbować ożywić naszą relację. I tego właśnie życzę wszystkim, którzy po pojawieniu się dziecka zagubili się gdzieś w stosie pieluch, mleka i dziecięcych ubranek.

wtorek, 31 marca 2015

Ubranka dla dzieci-firmy godne polecenia

Na rynku pełno jest fajnych i ciekawych firm z ubrankami dla dzieci, ale przyznam szczerze, że wiele z nich jest nie na moją kieszeń, bo uczciwie mówiąc nie mam tyle pieniędzy żeby kupić dziecku, które za miesiąc zmieni rozmiar, bluzki za 80zł :/ Dlatego co rusz w internecie szukam propozycji sklepów "na moją kieszeń".

Jedną z takich firm jest niezastąpione i wspaniałe PEPCO.
Ubranka może nie są najwyższej jakości ale w bardzo niskich cenach możemy tam często znaleźć nietuzinkowe i niepowtarzalne ubranka dla maluszka jak i dla starszego dziecka. Powiem wam po cichu, że chętnie zamieszkałabym w tym sklepie ;)

PEPCO


Kolejną propozycją jest wszystkim znany H&M. Można tam również spotkać ciekawe i fajne ubranka, jednak nie zawsze dobre jakościowo. Czasami zdarza się, że body lub śpioszki po kilku praniach już nie są tak fajne jak były po zakupie.


H&M


Kolejną propozycją jest sklep C&A. Lubię ten sklep za to, że posiada on wersję on-line a dodatkowo często są tam promocje na ubranka dla dzieci jak i dla dorosłych (wystarczy zapisać się do newslettera). Szczególnie polecam ten sklep mamom, których dzieci mają "fazę" na punkcie postaci z bajek, bo wybór takich ubranek jest na prawdę duży.

C&A


Na mojej liście jest również sklep Mosquito. Ceny są troszkę wyższe i jak do tej pory mój rozsądek powstrzymuje mnie przed zakupem (ale myślę, że to tylko kwestia czasu). Są tam często nietuzinkowe wzory bluzek i bluz dla dzieci, którym nie sposób się oprzeć :) Dodatkowym atutem jest to, że coraz częściej pojawiają się tam ubrania w wersji : rodzic + dziecko co jest super rozwiązaniem.

Mosquito


Są to sklepy, do których zaglądam najczęściej. Nadal jednak poszukuję nowości, więc jeśli macie coś do polecenia to zapraszam do podawania linków ;)

sobota, 28 marca 2015

Dlaczego posiadanie dzieci jest wspaniałe?

Piszę tego posta nie dlatego, aby kogokolwiek nakłonić do posiadania dzieci, bo nie oszukujmy się, nie każdy jest stworzony by zostać rodzicem. Ale chcę ukazać plusy jakie wynikają z posiadania wspaniałej małej i niepozornej istoty, a gdy istot jest więcej to i radość większa :)

1. Mały Ktoś do kochania, całowania, przytulania.
Inni mogą powiedzieć: "ale od tego mam męża/chłopaka/rodzinę". Tak, ale nikt tak jak dziecko nie pozwoli Ci na całowanie maleńkiego, delikatnego ciałka (a jak wiemy kochanego ciałka nigdy za wiele ;)), nikt nie da nam się ściskać i przytulać nieskończoną ilość razy. Dzieci to takie cudowne małe misie koala, które przyczepią się do Ciebie z wielką miłością i uczuciem a Ty nie będziesz chciała aby Cię puściło.

2. Od dziecka można się wiele nauczyć.
No właśnie. Niby dziecko małe, niedoświadczone, ale wiedzę ma ogromną. No bo kto z dorosłych może znać tysiące słów o których istnieniu nikt nie ma pojęcia? Kto może wiedzieć, że "kuki" to traktor? Kto, jak nie dziecko lepiej nam wytłumaczy co to jest małżeństwo albo wykombinuje jak zjeść ciastko i mieć ciastko? Posiadając więc w domu małego geniusza, zdobywamy wiedzę, której nie nauczy nas ani szkoła, ani życie.

3. Radość.
Po prostu: dziecko daje tyle szczęścia i radości, że nawet w czasie problemów, w czasie zmartwień czy złych dni, nasze dziecko jest w stanie sprawić, że na naszej twarzy znowu pojawi się uśmiech.

4. Motywacja.
Kiedy wali Ci się świat, bo mąż odszedł, bo zwolnili z pracy, to patrząc na swoją pociechę wiesz, że musisz się otrząsnąć i zrobić coś ze swoim życiem właśnie dla niego, dla swojego dziecka. Zrobimy wszystko aby nasze dziecko nie cierpiało, nie było głodne czy zaniedbane  i to jest chyba największa motywacja do działania.

5. Docenianie najmniejszych rzeczy.
Odkąd urodziły się moje córki, zaczęłam bardziej doceniać to co mam: wspaniałego męża, rodzinę, cudowne dzieci, bo czas przemija nieubłaganie a my w tym pośpiechu skupiamy się na rzeczach mniej ważnych.

6. Świadomość, że nie będziesz sam/a.
Wiemy, że wszystko przemija. Tak samo jest z ludźmi, pewnego dnia każdy musi odejść. Ale czy nie lepiej życie się ze świadomością, że do waszej śmierci, obok, będzie ktoś kochany, ktoś na kogo możecie liczyć?

7. Miłość.
Dzieci to miłość największa, najpotęzniejsza, miłość, która ma cudowną moc. Nie da się jej porównać do żadnej innej miłości, dopóki sami jej nie doświadczymy. Dopiero wtedy przekonamy się, co to znaczy kochać kogoś z całych sił, na śmierć i życie.

Są to najważniejsze plusy posiadania dzieci, oczywiście jest ich o wiele, wiele więcej, bo jest to zjawisko tak niepowtarzalne i ogromne, że nie da się go nawet opisać słowami.

czwartek, 12 marca 2015

O czym marzy młoda mama?

No właśnie. Niby pytanie proste bo każdy ma inne marzenia, ale czy na pewno? Z doświadczenia własnego i nie tylko mogę powiedzieć, że młode mamy łączy wiele, szczególnie te małe pragnienia, które nabierają siły zaraz po przyjściu na świat naszego potomka.
Przedstawię więc kilka marzeń młodej mamy, które wbrew pozorom nie zawsze są łatwe do spełnienia:

1. Sen.
Jest to stan w który młode matki najchętniej zapadłyby na tydzień. Po niezliczonych, nieprzespanych nockach; zaczynaniu dnia o nieludzkich godzinach, po prostu marzymy o tym, aby przez co najmniej 8 godzin nikt nam nie przeszkadzał w zregenerowaniu sił. 

2. Długa kąpiel.
O tak! To jest to co przydałoby nam się po całym dniu noszenia dziecka na rękach, zmienianiu pieluch, w międzyczasie gotowaniu, sprzątaniu, robieniu zakupów i ogarnianiu miliona innych spraw. Ale jak to w życiu matki bywa, zawsze jak wchodzisz pod prysznic, bądź zaczynasz zanurzać się w wannie pełnej gorącej wody i pachnącej piany, akurat wtedy Twoje dziecko jest głodne (czyt. potrzebuje Twojej piersi), albo mąż nie może znaleźć smoczka, czy żelu od ząbków. I cały plan relaksu w wannie idzie w zapomnienie.

3. Zakupy.
Chodzi mi oczywiście o zakupy kosmetyczne, ubraniowe czy takie, które dają nam przyjemność a nie są obowiązkiem. Bo co to za przyjemność pójść do warzywniaka czy spożywczego, gdzie w międzyczasie myślisz o jutrzejszym obiedzie, czy o tym, co zrobić na kolację.

4. Wypad do kosmetyczki.
Rzeczywistość bywa brutalna, dlatego i marzenia nie zawsze są spełnione. Bo albo nie masz pieniędzy, żeby do kosmetyczki się wybrać, albo Twoja kosmetyczka pracuje w godzinach, kiedy jesteś sam na sam ze swoim urwisem i nie ma bata, żeby zachowywał się kulturalnie i spokojnie akurat w czasie Twoje manikiuru.

5. Babski wieczór.
Dobrze jest czasami wyrwać się z domu, bez dzieci, bez faceta, tak po prostu wyjść na ploty przy drinku, czy zrobić sobie "spa party" u koleżanki. Ale jak? Kiedy mąż pracuje na nocki, albo dziecko nie uśnie bez Ciebie wieczorem, a perspektywa opieki nad dzieckiem z kacem wydaje się gorsza niż siedzenie wieczorem w domu z marudzącym szkrabem.

6. 30 minut na spokojne wypicie kawy/herbaty.
Najlepiej w kawiarni, z przyjaciółką (bo jeśli nie ma czasu na babski wieczór, to chociaż w dzień sobie odbijesz!). I wtedy sobie przypominasz: przyjaciółka przecież pracuje; mieszkasz na wsi gdzie nie ma kawiarni; Twoje dziecko akurat ma zły dzień i marudzi za każdym razem kiedy probujesz je ubrać do wyjścia; bądź podświadomie wyczuwa, że matce zaczyna brakować sił i jedyne co może ją uratować to mocna kawa.

7. Gospodyni domowa.
Ile byśmy dały aby w naszym domu panował porządek; obiad czekał ciepły i pyszny na wracającego z pracy męża; w piekarniku czekało wspaniałe ciasto na deser a sterta prania czekałaby uprasowana tylko na włożenie jej do szafy? Pewnie to marzenie jest najrzadziej spełnianym w życiu młodej mamy, dlatego w naszych domach (szczególnie w pierwszym miesiącu życia naszego dziecka), nie ma idealnego porządku, a nawet panuje bałagan; obiad często jest w porze kolacji; na deser są kupne wafelki albo nawet i ich brakuje, a sterta prania czeka od dwóch tygodni na uprasowanie i tym sposobem mąz chodzi do pracy w wygniecionych koszulkach.

8. Lek na wszystkie dolegliwości naszego dziecka.
Bo najgorsze dla matki może być tylko cierpienie własnego dziecka. O ile łatwiej by nam było, gdybyśmy mialy świadomość, że na każdą chorobę, na każdą dolegliwość naszego brzdąca jest lek, który działa natychmiastowo i długotrwale?

Więc młode mamy, starajmy się choć w częsci spełniać nasze marzenia. Nie jest to proste ale na pewno nie niewykonalne. Zatem powodzenia w dążeniu do nich :)
Może macie jakieś "swoje" marzenia, które chciałybyście ziścić?

wtorek, 10 marca 2015

Kiedy jest najlepszy czas na kolejne dziecko??

Pytanie do łatwych nie należy, a wręcz do bardzo trudnych. Pamiętam sama moje obawy przed decyzją o kolejnym dziecku. Oczywiście zawsze znajdzie się ktoś kto służy nam złotą radą: "najlepiej mieć dziecko jedno po drugim, bo szybko wyjdziesz z pieluch" , "dobrze jest jak jedno dziecko jest starsze bo bardziej zajmie się sobą kiedy Ty będzie zajmować się niemowlakiem" i milion innych rad. Więc pewnie niejednokrotnie usłyszycie, że gdyby ciąża była nieplanowana to byłoby łatwiej, bo musielibysmy się oswoić z tą myślą i już, nie byłoby ciągłych rozmyślań: "może teraz, a może jednak poczekamy jeszcze rok". W naszym przypadku opcja: "jedno dziecko za drugim" nie wchodziła w grę, ponieważ bardzo młodo zostaliśmy rodzicami, więc psychicznie raczej nie podołalibyśmy obarobowiązkom związanym z dwojką dzieci. Do tego praca, bo teraz bez stałej pracy jest bardzo trudno i nie oszukujmy się, ale co można zapewnić dzieciom jeśli nie mamy stałej pracy, dobrych zarobków i psychicznej stabilizacji? Tak więc zdecydowaliśmy (bardziej ja), że z kolejnym dzieckiem jeszcze poczekamy. Ale mijał rok, jeden, drugi, wzięliśmy ślub i mąż coraz częściej zaczął wspominać o drugim dziecku, a ja cały czas mówiłam: "przecież jesteśmy tacy młodzi, mamy jeszcze czas". Dopiero kiedy Zuzia poszła do przedszkola i zaczęła opowiadać, jak to jej przyjaciółka ma słodkiego braciszka, a kolejnej koleżance za moment urodzi się siostrzyczka, to zdałam sobie sprawę, że do tej pory myślałam egoistycznie. Bo cały  czas w głowie miałam myśli, że my mamy czas ale nie pomyślałam o mojej córce, która już od kilku lat wychowuje się sama. Więc rok temu podjęliśmy decyzję: "co ma być to będzie" i stało się :) Kiedy Zuzia dowiedziała się, że będzie miała rodzeństwo była wniebowzięta. Oczywiście ja cały czas zastanawiałam się, czy dobrze zrobiliśmy, czy to na pewno dobry czas, jak my damy radę z dwójką dzieci i na dzień dzisiejszy myślę, że lepszego momentu na kolejnego dziecko nie mogliśmy wybrać. Tak więc między dziewczynkami jest 4,5 roku różnicy co dla mnie było kluczowe, bo będąc w ciąży mogłam odpoczywać w czasie kiedy Zuzia była w przedszkolu. Do tego 4-letnie dziecko już jest bardzo samodzielne; samo się ubierze, umyje zęby, zje, samo chodzić, więc mój kręgosłup obarczony był tylko jednym ciężarkiem :) Ponadto mam bardzo dużą pomoc od Zuzi przy Gabrysi.
Tak więc w naszym przypadku wszystko wskazywało na to, aby starać się o rodzeństwo dla Zuzki.

Wiem, że niejedna para stoi przed dylematem, kiedy jest czas na kolejnego potomka, ale jak każdy z was pewnie wie: nigdy nie ma dobrego czasu na dziecko; bo kariera, bo kupno mieszkania, bo budowa domu, dlatego w takim przypadku (według mnie) najlepiej kierować się sercem i intuicją, bo jaki moment bysmy nie wybrali, to i tak pokochamy nasze dziecko najbardziej na świecie.

sobota, 7 marca 2015

Jak przygotować dziecko na pojawienie się rodzeństwa?

Jak przygotować dziecko na pojawienie się rodzeństwa?
Przez cały ten czas kiedy rozmawialiśmy z mężem o drugim dziecku, gdzieś tam z tyłu mojej głowy biła się myśl: ok, chcemy drugie dziecko, będę już w ciąży, ale kiedy i jak powiedzieć o tym Zuzi? Myslałam, że będzie to dla nas duży problem ale jak się okazało, wszystko wyszło naturalnie i spontanicznie. Wbrew pozorom na ogłoszenie tej cudownej nowiny nie czekaliśmy, aż będzie widać mój brzuch ale powiedzieliśmy Zuzi o tym od razu jak się dowiedziałam, że jestem w ciąży, czyli zaraz po zrobieniu testu. Oczywiście najpierw nasza córa nie wiedziała o co nam chodzi, nie zdawała sobie sprawy, że w mamy ciele jest małe ziarenko z której za kilka miesięcy wyrośnie siostrzyczka lub braciszek. I wtedy zaczęłam na dobre wyjaśnianie i tłumaczenie, bo w takim przypadku rozmowa i odpowiadanie na wszelkie wątpliwości dziecka to moim zdaniem klucz. Dzień w dzień powtarzaliśmy Zuzi to, że będzie miała rodzeństwo, przedstawialiśmy wizję naszego życia po przyjściu na świat maleństwa, tłumaczyliśmy dokładnie i ze spokojem, że teraz i jej życie się zmieni, że nadal będziemy kochać ją bardzo mocno, ale część naszej miłości przelejemy również na drugie dziecko. Nie mydliliśmy jej oczu, że będzie cudownie, że mamusia i tatuś nadal będzie każdą wolną chwilę poświęcać tylko jej jak to było do tej pory. Szczerze przyznaliśmy, że teraz mama na początku będzie musiała więcej czasu poświęcać maleństwu, że kiedy maluch podrośnie może być sytuacja, że będzie zabierać zabawki czy słodycze, ale wiedzieliśmy, że mamy mądre dziecko i dzięki temu odkąd urodziła się Gabrysia nie mamy problemu z Zuzi przystosowaniem się do nowej sytuacji, a wręcz przeciwnie. Obie dziewczynki się uwielbiają i kiedy patrzę na to z jaką miłości Zuzia codziennie rano daje Gabrysi buziaka przed wyjściem do przedszkola, lub kiedy przytula ją czy trzyma butelkę z mlekiem, to jestem spokojna i pewna, że wytłumaczyliśmy jej wszystko tak jak należało.Oczywiście każde dziecko jest inne, ale drodzy rodzice, nie bójcie się mówić waszym dzieciom prawdy, bo jego późniejsze rozczarowanie będzie o wiele gorsze niż to co mu powiecie.

Wpisów o rodzeństwie będzie więcej, więc to dopiero początek. Ale po tych kilku miesiącach życia Gabrysi wiem jedno: siostra to najlepsze co mogliśmy dać Zuzi.


czwartek, 5 marca 2015

Jak mama dba o siebie?

Jak mama dba o siebie?
Po pierwszym porodzie bardzo szybko straciłam kg sprzed ciąży, ba nawet jeszcze bardziej schudłam przez karmienie piersią, ale szybko doszłam do wniosku, że trzeba się zabrać za siebie. Po drugim porodzie też szybko zrzuciłam zbędne kilogramy, ale już tak kolorowo nie było. Byłam stereotypową matką po porodzie: rozciągnięty sweter, brak makijażu, Bad Hair Day który trwał czasami nawet 3 dni, aż w końcu oglądając blogi innych mam pomyślałam: "kurczę, jestem młoda, dziecko daje mi radość, mimo zmęczenia, więc dlaczego nie mogłabym o siebie zadbać"? i tak też zrobiłam. Postanowiłam, że zrobię to nie tylko dla siebie, ale i dla męża. Bo przyznajmy szczerze..który facet wracając do domu po pracy ma ochotę oglądać swoją żonę w wygniecionych, rozciągniętych ubraniach, tłustych włosach z zarośniętymi brwiami? Ja bym od takiego męża trzymała się daleko ;) A żeby dotrzymać postanowienia wprowadziłam w życie codziennie kilka nawyków które są jakby wyznacznikiem moich działań :)

1. Dzień zaczynam od makijażu. Nawet jeśli wiem, że nigdzie nie wyjdę, że nosa poza dom nie wychylę to staram się przynajmniej pomalować rzęsy tuszem i od razu czuję się lepiej za każdym razem patrząc w lustro.

2. Nie zakładam rozciągniętych ubrań. To zasada której pilnuję szczególnie i takim sposobem będę pozbywać się wszystkich ubrań które wyglądają okropnie.

3. Już nie dopuszczam aby mój bad hair day trwał kilka dni. Myję włosy co 2 dni, a do tego postanowiłam o nie w końcu zadbać stosując oleje, maski i odżywki.

4. Codziennie rano piję na czczo wodę z cytryną i od razu robi mi się lżej :)

5. Raz w tygodniu robię peeling kawowy całego ciała. To jest mój must have. Mimo, że wiedziałam o jego działaniu to dopiero moja siostra która powiedziała, że u niej działa doskonale, przekonała mnie do tego aby regularnie wykonywać taki peeling.

6. Manicure hybrydowy. Posiadam sprzęt do jego wykonania i raz na 2 tygodnie takowy wykonuję. Poświęcając godzinę raz na 2 tygodnie, zyskuję kilkanaście minut które straciłabym malując paznokcie co kilka dni. No i najważniejsze: moje paznokcie wyglądają o niebo lepiej pomalowane takim lakierem.

7. Staram się ćwiczyć. Niestety to jest punkt który wychodzi mi najgorzej, bo ćwiczenia w domu nigdy nie motywowały mnie tak jak ćwiczenia w grupie, ale będę się starać żeby utrzymać jakąś regularność.

8. Śniadanie. To wbrew pozorom istotne. Gdy urodziła się Gabi często nie miałam kiedy zjeść śniadania, bo karmiłam, bo przewijałam, bo usypiałam i takim sposobem śniadanie jadłam w porze obiadowej, ale postanowiłam to zmienić. Choćby moje dziecko miało płakać 10 minut to ja muszę zjeść przynajmniej kanapkę żeby mieć siły na część dnia.

9. Chwila relaksu dla siebie. Gdy moje dziecko ma drzemkę, to nie zabijam się żeby w tym czasi posprzątać dom na błysk. Po porodzie chyba każda z nas chce być perfekcyjna i takim sposobem próbujemy być idealnymi matkami, kucharkami i gospodyniami, ale nie da się. Uświadomiła mi to moja kochana mama, która wychowała trójkę dzieci i doskonale wie z czym się wiąże macierzyństwo. Dlatego teraz kiedy Gabi śpi to ja albo się zaczytuję, albo mam chwilę czasu żeby zrobić manicure, albo po prostu leżę przed tv i korzystam z błogiej ciszy.

10. Najważniejszym punktem (bo nawykiem tego nie można nazwać), jest akceptacja siebie i swojego ciała. Nie oszukujmy się, po porodzie nasze życie wywraca się do góry nogami i choć tego nie chcemy nasze ciało w jakimś stopniu też się zmienia. Dlatego patrząc w lustro nie wyszukujmy swoich wad a zalety. Bo to że mamy rozstępy, czy pełniejsze biodra nie czyni nas gorszymi a dla waszych facetów i tak będziecie najpiękniejsze, bo to co robicie dla ich dzieci jest godne uznania :)


środa, 4 marca 2015

Coś dla duszy i ciała (matki i córki)

Moja 5-letnia córka jest wulkanem energii. Nie ma czynności której nie wykonywałaby bez ruchu (oczywiście oprócz spania). Myślałam, że to się zmieni za sprawą przedszkola, jednak chodzi do niego już od 2 lat i nadal wracając do domu ma tyle siły i wigoru, że ja wymiękam. Co więc robić z tak energicznym dzieckiem? Otóż znalazłam sposób, który nie wyczerpuje Zuzi do końca ale przynajmniej pochłania część jej energii. Po prostu włączam muzykę (oczywiście Disco Polo bo jak większośc dzieci w tym wieku moja córka doskonale zna słowa piosenek takich jak: "Ruda tańczy jak szalona" czy "ona tańczy dla mnie" ) i wtedy zaczyna się akcja. Zuzia jest wprost urodzoną tancerką, dlatego nie musze jej mówić co ma robić. Są podskoki, są wygibasy, są przewrotki i różne skomplikowane ruchy, których ja nie jestem w stanie powtórzyć. Jeśli muzyka się znudzi to mamy kolejną dawkę ruchu tym razem w postaci ćwiczeń. Jak wiemy każde dziecko lubi naśladować dorosłych, więc kiedy mama staje przed wyzwaniem typu ćwiczenia to dobra córka dołącza do niej i takim sposobem mama wylewa z siebie siódme poty, traci oddech i jęczy ze zmęczenia, żeby dziecko się nie nudziło. i wstyd się przyznać ale ja po dwóch seriach ćwiczeń typu zumba czy fitness jestem styrana, tak moje dziecko woła: "jeszcze mamo, jeszcze".
Ale żeby nie było że dbam tylko o jedną córkę, to druga młodsza pociecha ma chyba z tego wszystkiego największą frajdę. Bo leżąc sobie na swojej kolorowej macie, obserwuje co ta matka wyprawia. I widzi, że matka rady nie daje, że poci się jak świnia, że sapie i dyszy jak lokomotywa a na twarzy ma grymas. I tylko słychać śmiech obu panienek które w czasie ćwiczeń mają ubaw po pachy :)

poniedziałek, 2 marca 2015

Dlaczego posiadanie kolejnego dziecka jest wspaniałe?

Dlaczego posiadanie kolejnego dziecka jest wspaniałe?
Kiedy pomyślałam o założeniu bloga pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy to RODZEŃSTWO! Niedawno jak już wiecie zostałam mamą po raz drugi. Decyzja była świadoma aczkolwiek trudna, bo jak sami wiecie nigdy nie ma dobrego momentu na dziecko a na kolejne już szczególnie (o tym będzie kolejna notka). Bardzo długo dojrzewała we mnie myśl o kolejnym dziecku, która była podsycana przez mojego męża i przez moją starszą córkę. Więc się zdecydowaliśmy i już nie było odwrotu. A teraz? widzę tylko same plusy posiadania więcej niż jednego dziecka.
1. Po pierwsze: moja córka jest szczęśliwa, a szczęście moich dzieci jest najważniejsze. Mimo, że różnica wieku jest spora (4,5 roku) to Zuzia nie jest zazdrosna o młodszą siostrę, rozmawia z nią jak z rówieśniczką (różnica jest taka że Gabi nie odpowiada słowami ;)). A gdybyście widzieli jak Gabi uśmiecha się za każdym razem kiedy Zuzia na nią spojrzy albo coś do niej powie :)
2. Dziecko to przeogromne szczęście a dwójka dzieci to szczęście podwójne ;) Nawet nie wiedziałam, że można tak mocno kochać taką małą istotkę. Tzn wiedziałam, bo pierwszą córkę kocham bardzo, ale miałam obawy, jak podzielić moją miłość na dwie osóbki? Przecież nie da się kochać jeszcze bardziej?! Otóż się da i potwierdzam to nie tylko ja, ale i mój mąż, moi rodzice, rodzina.
3. Moje dzieci mają świadomość, że kiedy zabraknie rodziców to nie zostaną same. No może jeszcze nie zdają sobie z tego aż tak sprawy, ale myślę, że za kilka/kilkanaście lat będą nam w duchu wdzięczne, że jest obok osoba, dzięki której nie będą same.
4. Rozwój to podstawa, a dzieci doskonale rozwijają się przy innych dzieciach. Może jeszcze nie widać tego w naszym przypadku, ale wierzę, że dziewczyny wiele się od siebie w przyszłości nauczą.
5. Umiejętność współżycia z drugim człowiekiem. Bo o ile życie z rodzicami wychodzi "naturalnie" o tyle życie z siostrą/bratem do łatwego nie należy. Bo siostra zabiera mi zabawki, bo dostała lepszy prezent, bo ona ma duży pokój itd.
Na pewno plusów posiadania więcej niż jednego dziecka jest o wiele więcej, ale w tej chwili nic mi nie przychodzi do głowy. Na pewno nie raz będę pisała o relacjach siostra-siostra więc nic straconego ;)
Wiem jedno: urodzenie Gabrysi było najlepszym co mogłam dać Zuzi, sobie i mężowi (oprócz miłości oczywiście) :)


Pani Matka-czego nam nie wypada, a czego wręcz nie wolno?

Nie wiem czy kiedykolwiek zastanawialiście się nad kwestią: co wypada a co nie wypada robić rodzicom? Zauważyłam, że zostając matką zostałam "zaszufladkowana" i chyba już do końca życie z tej szufladki się nie uwolnię. Każdy wie jakie ma obowiązki jako rodzice, doskonale wiemy, że nasze beztroskie, nastoletnie życie się kończy a zaczyna się dojrzałe, odpowiedzialne za drugą istotę. Ale czy my jako rodzice nie mamy prawa czasami odejść na chwilę od tego codziennego życia rodzinnego, po prostu wyluzować się, zmienić klimat? Nie raz spotykając się ze znajomymi w pubie czy wychodząc do klubu słyszałam później komentarze: "zostawili w domu dziecko a sami się bawią", ale co w tym złego? Dzieci w tym czasie się pod opieką dziadków, więc są bezpieczne; ja z mężem ani się nie narkotyzuję, ani nie zataczam pod wpływem alkoholu, więc jakie są wady takich wyjść? To jest tylko jeden przykład. Bo oczywiście matce nie wolno palić papierosów, nie wolno wypić w weekend lampki wina czy broń boże wyjść z domu na miasto, no i wystroić też się nie można bo zaraz usłyszysz: "sama się stroi a dziecku to nic nie kupi". Ojcowie w tej kwestii mają lepiej, bo im nie nie zarzuci, że się upił kiedy zorganizował dla kumpli "pępkowe", bo ojciec pracuje cały tydzień to ma prawo w weekend wyjść z kolegą do baru. Tylko my te podłe kobiety, które siedzimy całymi dniami w domu przed tv, pachniemy, nie musimy pracować a tylko narzekamy. Tak to właśnie wygląda, bo najłatwiej przychodzi nam ocenianie innych.
Ja jako matka dwójki dzieci to w ogóle nie powinnam wystawiać nosa poza dom (oczywiście bez dzieci), o wydaniu pieniędzy na ubrania czy kosmetyczkę to już nawet nie wspomnę no i najważniejsza kwestia: nie mogę narzekać! bo przecież to mąż tyra w pracy 12h dziennie, bo niczego mi przecież nie brakuje, bo siedzę wygodnie w domu a kiedy dziecko śpi to ja mogę się lenić do woli. Więc drogie panie nie wiadomo dlaczego tak narzekamy, ale faktem jest, że jakoś mała liczba ojców chce iść na urlop tacierzyński albo zamienić się z nami miejscami ;)

sobota, 28 lutego 2015

Ciąża- stan błogosławiony czy załamania?

Mam za sobą dwie ciąże. Pierwsza 5 lat temu zleciała mi w mgnieniu oka, ponieważ o tym, że jestem w ciąży dowiedziałam się bardzo późno. Druga ciąża, którą przeżywałam jeszcze niecałe 5 miesięcy temu ciągnęła się a ja miałam wrażenie, że chodzę w tym stanie niczym słonica- 2 lata. Pierwsza ciąża była niespodziewana, druga planowana ale obie córki kocham najbardziej na świecie i niczego w moim życiu nie żałuję. Jednak mimo wszystko okres moich ciąż nie jest najlepiej wspominanym przeze mnie okresem. Wiele kobiet widząc dwie kreski na teście płacze ze szczęścia, marzy o tym aby jak najszybciej poczuć ruchy dziecka i cieszyć się tym stanem. Owszem i ja cieszyłam się na tę wiadomość, szczególnie w drugiej ciąży którą zaplanowaliśmy z mężem jednak mój rozum nie powielał ze mną tej radości. A wszystko zaczęło się kiedy mój brzuch zaczął być coraz bardziej widoczny... W obu ciążach czułam się fantastycznie (fizycznie), nic mi nie dolegało, nie było żadnych powikłań czy nieplanowanych wizyt w szpitalu ale im bliżej było porodu tym coraz mniej cieszyłam się, że jestem w ciąży. Co rusz słyszałam komentarze: "jak ty pięknie wyglądasz", w ogóle nie widać, że jesteś w ciąży" , "masz taki mały, zgrabny brzuszek" a ja reagowałam na te komentarze jak płachta na byka. Czułam się brzydka, gruba i odsunięta od reszty społeczeństwa. Za każdym razem kiedy szykowalam się z mężem do wyjścia na jakąś imprezę rodzinną czy ze znajomymi, płakałam pół godziny nie mogąc spojrzeć w lustro, bo widziałam grubasa, który w nic się nie zmieści. Oczywiście mąż cały czas mi powtarzał, że pięknie wyglądam, że niejedna kobieta w ciąży mi zazdrości, że noszę w sobie dziecko, największy cud na który czekamy, ale żadne argumenty nie zdołały przemówić mi do rozsądku i to do tego stopnia, że powiedziałam mężowi iż jest to nasze ostatnie dziecko.
Wiem, że to egoistyczne i samolubne, ale czy nie jest tak, że szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko? cały czas tłumaczę sobie, że może nie jestem stworzona do ciąży skoro nie potrafię się nią cieszyć i nie każda kobieta musi chodzić uśmiechnięta z dzieckiem w brzuchu, nie musi tryskać szczęściem tylko dlatego, że tak trzeba, bo dziecko jest cudem. Owszem jest i to największym, najpiękniejszym, ale kobieta w tym wszystkim też jest ważna.
Dlatego drogie panie, jeśli ktoraś z was miała takie odczucia w czasie ciąży to nie martwcie się tym, że to coś złego. Bo to, że nie cieszyłyście się stanem ciąży nie oznacza, że wasze dziecko nie jest dla was całym światem.

piątek, 27 lutego 2015

Początek...

Jak to zwykle bywa początki są najtrudniejsze, szczególnie w blogowaniu. No bo co można napisać w pierwszym poście?
Blog będzie moim dodatkowym zajęciem, odskocznią od codzienności a co najważniejsze moim sposobem na wyrażenie siebie. Dlatego będę tu opisywać moje doświadczenia związane z ciążą, a nawet ciążami, gdyż macierzyństwo jest teraz tym w czym się spełniam w 100%, oczywiście żeby nie było monotonnie będą tu recenzje różnych produktów, trochę mnie, czyli to co każda kobieta lubi: zakupy, makijaż itp. oraz gotowanie, które coraz bardziej mnie wciąga :) Zatem miłej lektury i zaczynamy ;)
Copyright © 2014 KikaLifestyle , Blogger