środa, 30 listopada 2016

AKCJA MANIA WCIERANIA U ANWEN!

AKCJA MANIA WCIERANIA U ANWEN!
HEJ!

Pewnie większość z was zna Anwen, która przez wiele z czytelniczek jest uważana za Guru włosomaniactwa. Ponieważ ja również jestem stałą czytelniczką Ani, to z przyjemnością biorę udział w różnych akcjach organizowanych na jej blogu. W dzisiejszym wpisie chciałam was zachęcić do kolejnej akcji przygotowanej przez Anwen MANIA WCIERANIA - EDYCJA II. Przyznam szczerze, że zgłosiłam się do udziału z ciekawości. Kilka tygodni temu pozbyłam się około 15-20 cm włosów z długości, dlatego chętnie sprawdzę jak moje włosy będą rosły po tej zmianie.

Ale do rzeczy...Na czym właściwie polega akcja? Otóż polega na tym, aby na blogu Anwen wypełnić formularz zgłoszeniowy (macie czas do jutra), napisać swoje dane (nick, długość włosów, długość pasemka kontrolnego, rodzaj wcierki, oraz datę od kiedy zaczynacie akcję wcierania, standardowy przyrost włosów). Wszystkie te dane będą potrzebne przy podliczaniu i wyciąganiu wniosków końcowych, które znajdziecie na koniec akcji na blogu Ani. Wcierać możecie dosłownie wszystko. Ja zamierzam wcierać domowej roboty wcierkę : woda + krople żołądkowe. Jest to mój sprawdzony sposób na baby hair, jednak przez ten miesiąc planuję robić to systematycznie, przed każdym myciem (czyli co 2 dni), przynajmniej na godzinę przed. 
Akcja trwa do 28 grudnia. Po tym czasie pojawi się ankieta końcowa, w której należy zawrzeć swoje wyniki, uwagi i wszelkie informacje, które mogą mieć wpływ na wynik (np.stosowanie suplementów, czy innych produktów na porost włosów). 
Na koniec pokażę wam efekty (jeśli takowe będą), dlatego niżej zamieszczam zdjęcie mojej aktualnej długości włosów. Po zmierzeniu pasemko kontrolne miało długość 25cm.


Zachęcam was do wzięcia udziału w akcji. Nic nie tracimy a możemy zyskać na prawdę dużo, np.nauczyć się systematyczności ;)
To jak dołączycie razem ze mną do akcji Anwen?

poniedziałek, 28 listopada 2016

SOFTIE- GĄBKA DO MAKIJAŻU MINERALNEGO

SOFTIE- GĄBKA DO MAKIJAŻU MINERALNEGO
HEJ!

Gąbeczki w kształcie jajek (i nie tylko) podbiły jakiś czas temu światowy rynek. Te niepozorne akcesoria do makijażu skradły serca wielu kobiet, które bez gąbek nie wyobrażają sobie dobrego makijażu. W dzisiejszym wpisie przedstawię wam gąbki Softie firmy Annabelle Minerals.


Firma w swojej ofercie posiada trzy rozmiary gąbek, gdzie każda ma inne przeznaczenie. Są to gąbki w rozmiarze L, M, S. Zacznijmy więc od największej.
Gąbka w rozmiarze L przeznaczona jest do nakładania podkładu mineralnego metodą "na mokro". Jej rozmiar pozwala nam dokładnie nałożyć produkt na większą partię twarzy. Oczywiście za pomocą tego rozmiaru możemy również wykonać konturowanie. Wielkość pozwala na swobodne operowanie produktem, dodatkowo wygodnie trzyma się w ręce.
Gąbeczka w rozmiarze M idealnie sprawdzi się przy nakładaniu pudru, różu bądź bronzera, również metodą "na mokro". Jest już znacznie mniejsza od rozmiaru L, dlatego wszelkie linie wykonane za jej pomocą, a następnie roztarte dadzą nam naturalny efekt.
Ostatnia z tej kategorii jest w rozmiarze S. Jest to najczęściej przeze mnie używana gąbka, która nadaje się idealnie do nakładania korektora mineralnego metodą "na mokro". Jej mały rozmiar wpasowuje się w każdy kącik, gdzie nie dotrzemy palcem bądź pędzlem. Uwielbiam ją właśnie za ten rozmiar, który w ogóle nie przeszkadza w użytkowaniu. Trzyma się ją bardzo wygodnie.

Wszystkie wyżej opisane produkty są w kolorze czarnym. Są one przeznaczone do produktów mineralnych, jednak nie raz zdarzyło mi się użyć ich do produktów drogeryjnych i sprawdzają się równie świetnie. Gąbki są mięciutkie, mają idealny, ergonomiczny kształt a jakość wykonania sprawia, że użytkując ich od dobrych trzech miesięcy, ich stan nadal jest idealny.
Jak stosować produkt z użyciem gąbek? Oto informacja od producenta:
SPOSÓB NAKŁADANIA:
1. Przed przystąpieniem do makijażu, zwilż gąbkę za pomocą wody termalnej lub hydrolatu i mocno odciśnij - najlepiej w ręcznik papierowy lub bawełniany. Dla zachowania zasad higieny, pamiętaj, by był on czysty.
2. Wysyp odrobinę produktu mineralnego na wieczko słoiczka.
3. Zanurz Softie w produkcie, lekko wcierając, do uzyskania kremowej konsystencji.
4. Przejdź do nakładania kosmetyku, stemplując twarz. 

Jak widzicie, jest to prosty sposób, dzięki któremu uzyskamy doskonałe krycie, dobrze rozprowadzony produkt i naturalne wykończenie.
Jeżeli jesteście zainteresowani, gąbki można zakupić na stronie producenta Klik
Polecam, ponieważ będzie to inwestycja na lata. Ja nie wyobrażam sobie mojego makijażu mineralnego bez tych produktów. Wiem, że będę się nimi cieszyć długo, co dodatkowo przełoży się na ekonomiczność.


Dajcie znać w komentarzach, czy stosujecie takie gąbki i jak one się u was sprawdzają. Jesli macie pytania-piszcie, chętnie odpowiem :)

Pozdrawiam

środa, 23 listopada 2016

TOP 5 KSIĄŻEK DLA URODOMANIACZKI

TOP 5 KSIĄŻEK DLA URODOMANIACZKI
HEJ!

Ponieważ wielkimi krokami zbliżają się Mikołajki i Boże Narodzenie, przygotowałam dla was 5 propozycji książkowych dla każdej maniaczki (i nie tylko ;) ) kosmetyków, pielęgnacji i wszystkiego co dotyczy naszej urody. Są to bestsellery, które od dłuższego czasu osiągają dużą liczbę sprzedaży.

1. "Red Lipstick Monster Tajniki makijażu" "Tajniki DIY" Ewa Grzelakowska-Kostoglu

Chyba nie ma kobiety, która nie słyszałaby o książkach Ewy. Ma miliony fanek na youtube, dlatego w swoich książkach zebrała całą swoją wiedzę, która posiada. Pierwsza jej książka "Tajniki makijażu" to zbiór wszystkich najpotrzebniejszych i podstawowych informacji na temat kosmetyków, makijaży i wszystkiego co z nim związane. Cena książki to 
Kolejna książka Ewy, która ukazała się całkiem niedawno "Tajniki DIY z Red Lipstick Monster" to przepisy, rady i wskazówki dotyczące kosmetyków, które możecie wykonać w domu samodzielnie. To co wyróżnia obie książki to piękne zdjęcia, dokładne opisy i masa rad, jak poradzić sobie w świecie makijażu i pielęgnacji.
Cena KLIK





2. "Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji" Charlotte Cho

Jest to kolejna książka, która odsłania przed nami tajniki pielęgnacji, tym razem Koreanek. Autorka Charlotte Cho opisuje na własnym przykładzie, co sprawia, że cera Koreanek jest taka nieskazitelna i odżywiona. Chyba warto przekonać się jakie są sposoby na zakończenie problemów z niedoskonałościami i jak uzyskać promienną cerę.
Cena KLIK




3. "Kosmetyki naturalne DIY" Lena Sokolovska, Jovita Vysniauskiene, Migle Tylaite

Książka autorstwa Leny Sokolovskiej, to publikacja dla fanek eko stylu. Opisane tam receptury i tajniki, pozwolą nam poznać sposoby na kosmetyki DIY, właściwości ziół i olejków, hydrolatów czy minerałów, które dostępne są również w Polsce. Gratka dla wszystkich was, które ze swoich zbiorów, chcą się pozbyć drogeryjnych produktów.
Cena KLIK




4. "Cukiernia kosmetyczna" Adriana Sadkiewicz

Książka ze "słodką" okładką zachęca do produkcji kosmetyków w nietypowej formie-w formie słodkości! Babeczka z kremem do kąpieli? Lody z mydła? żaden problem.
Uwielbiam obserwować reakcje osób, które nimi obdarowuję – nigdy nie są do końca pewne, czy dostały coś do jedzenia, czy wręcz przeciwnie. Kiedy jednak odkryją, że to kosmetyki, zakochują się w nich!" .  Pisze autorka Adriana Sadkiewicz.
Czy nie zachęciła was wystarczająco?
Cena KLIK





5. "Perfekcyjny makijaż" Bobbi Brown

Bobbi Brown to światowej sławy makijażystka, która posiada dwudziestoletnie doświadczenie. Przedstawia nam tajniki doskonałego makijażu, opisuje swoje techniki a przy tym narzędzia do wykonywania makijaży, podstawę pielęgnacji czy opisy kosmetyków. Jest to książka dla amatorów, ale również dla osób, które makijażem chcą się zająć profesjonalnie. Zdjęcia zawarte w poradniku pomogą nam dokładniej zrozumieć konkretną kategorię czy pojęcie. Jednym słowem: profesjonalizm w pigułce.
Cena KLIK




Są to wszystkie moje propozycje, które mogą się okazać idealnym prezentem dla miłośniczek makijażu i pielęgnacji. Poradników jest o wiele, wiele więcej, jednak zebrałam te, które znam lub o których w ostatnim czasie dużo słyszałam. Jeżeli macie pozycje godne polecenia to podzielcie się nimi w komentarzach. Być może wasze sugestie będą przydatne mi i innym czytelniczkom :)

Pozdrawiam

Wpis zawiera linki afiliacyjne.Jesli za ich pośrednictwem dokonasz zakupu,ja dostanę prowizję i sygnał, że cenisz moje propozycje :)

poniedziałek, 21 listopada 2016

Pablo Color - lakiery z supermarketu

Pablo Color - lakiery z supermarketu
HEJ!

Bohaterami dzisiejszego posta są lakiery, które możecie dostać w większości supermarketów. Firma Pablo Color, już od dłuższego czasu wprowadza swoje produkty do sieciowych sklepów. Mimo, że lakiery są tanie, są raczej rzadko kupowane. Pewnie niejedna z was patrząc na nie pomyślała : "skoro tanie to pewnie marne". Ale czy rzeczywiście tak jest?



Lakiery do paznokci Pablo Color to formuła szybkoschnąca, dodatkowo wzbogacona witamniami A+E. 
Pierwszy lakier z tej firmy zakupiłam w Intermarche. Lakier niby czarny ze srebrnymi drobinkami, przyciągnął mój wzrok, kiedy miałam "fazę" na brokatowe lakiery. Moje pierwsze wrażenie zaskoczyło aż samą mnie. Lakier po nałożeniu dwóch cienkich warstw dał super krycie, Poza tym, lakier zgodnie z obietnicą producenta wysechł szybko, w porównaniu do innych, droższych lakierów. Dodatkowo ta cena: około 5zł. Czego chcieć więcej? Takim sposobem brokatowy lakier z tej niepozornej firmy stał się moim ulubieńcem i goście na moich paznokciach bardzo często; albo solo, albo jako element zdobienia. 
Kilka dni temu dostałam dodatkowo dwa kolory z tej firmy w prezencie. Oczywiście nie mogłam oprzeć się pokusie, aby ich od razu nie przetestować. Pierwszy lakier to fiolet (niestety na zdjęciu nie mogłam tego uchwycić). I ten kolor rozczarował mnie najbardziej. Mimo dwóch warstw, nadal widać prześwity, a spodziewałam się mocnego fioletowego koloru. Natomiast drugi kolor, to delikatny szary, który przy dwóch warstwach ładnie kryje i daje ciepły odcień szarości na naszych pazurkach. Niżej przedstawiam zdjęcie wszystkich trzech kolorów na paznokciach. 
Jednak jestem w stanie wybaczyć im te minusy z jednego ważnego powodu: te tanie lakiery trzymają się na moich paznokciach nawet 4 dni! Jak dla mnie to bardzo długo, tym bardziej, że nie oszczędzam dłoni mocząc je non stop w wodzie. To jest duża zaleta, dzięki której Pablo Color bije na głowę wiele innych, droższych a bardzo znanych marek.


Podsumowując. Lakiery są godne uwagi, bo za taką cenę tracimy na prawdę niewiele. Kolory brokatowe mają bardzo dobre krycie i są niepowtarzalne. Kolory jednolite mogą mieć słabsze krycie, ale dzięki formule szybkoschnącej możemy nałożyć trzy cienkie warstwy, aby uzyskać preferowany efekt. To co dla mnie najważniejsze to trwałość, która zaskoczyła mnie najbardziej i sprawiła, że do mojej kolekcji na pewno wkrótce dołączą pozostałe kolory tej firmy. 

Jeśli próbowałyście tych produktów, chętnie poczytam wasze opinie. Być może jesteście równie zadowolone, albo wręcz odwrotnie. Dajcie zatem znać w komentarzach :)

Pozdrawiam

środa, 16 listopada 2016

Nacomi Czarne Mydło + rękawica Kessa

Nacomi Czarne Mydło + rękawica Kessa
HEJ!

Mamy jesień- czas chandry, depresji i wszechobecnego "niechcemisie". Znasz ten stan? Ja znam go doskonale, dlatego jesień jest porą roku, którą lubię najbardziej. Ale są sposoby, które choć trochę mogą zrekompensować nam pluchę za okno i niskie temperatury. Jednym z nich (oprócz lampki wina ;) ) jest domowe spa! Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam po długim, gorącym prysznicu wyłożyć się na kanapie z maseczką na twarzy. A jeśli nie masz czasu lub ktoś Ci przeszkadza w czasie relaksu (czyt.dzieci), to zawsze możesz domowe spa zrobić sobie w czasie gotowania bądź sprzątania ;)


Żeby jednak nie przedłużać, dzisiejszy bohater postu chodził za mną już od długiego czasu. Naczytałam się o nim samych pochlebnych opinii, więc kwestią czasu było, aż wypróbuję go na własnej skórze. O co więc tyle zachodu? 
Czarne mydło (Savoi Noir) firmy Nacomi, to mydło roślinne wytwarzane w Maroku tradycyjnymi metodami z czarnych oliwek i oleju roślinnego. Savoi Noir działa jak peeling enzymatyczny, która dogłębnie oczyszcza naszą skórę, ale jednocześnie ją nawilża. Mydło jest w 100% naturalne, więc jest idealnym rozwiązaniem dla każdej cery.


Teraz kilka słów na temat tej dziwnej mazi. Kiedy pierwszy raz użyłam tego produktu, sama nie wiedziałam co o nim myśleć. Niby łatwa w użyciu, niby fajna konsystencja, ale nie pokochałyśmy się od razu. Moja miłość zaczęła się po drugim użyciu, kiedy zauważyłam, że nie mam żadnych suchych skórek; cera jest tak oczyszczona, że aż skrzypi, ale nie ma nieprzyjemnego uczucia ściągnięcia. Ponieważ moja cera jest bardzo wymagająca i oporna na wszelkie peelingi, postanowiłam wypróbować metodę z rękawicą Kessa (z naturalnego lnu) i to był strzał w 10! Jak to dokładnie wygląda? Nakładam odrobinę mydła na dłonie, rozmasowuje je w rękach i nakładam na twarz. Trzymam je 10-15 minut na twarzy, po czym zmywam przy uzyciu rękawicy Kessa. Dzieki temu mam pewność, że produkt jest dobrze zmyty, a to przy mojej lubiącej się zapychać cerze jest bardzo istotne. Taki zabieg powtarzam 2-3 razy w tygodniu.
 Ale to nie koniec moich zachwytów. Jest coś w co nie mogłam uwierzyć czytając te wszystkie opinie o Czarnym mydle. Otóż wiele dziewczyn pisało, że dzięki temu produktowi na ich twarzach rzadziej pojawiają się zaskórniki i wszelkie niedoskonałości. Ja mogę to tylko potwierdzić. Po niespełna dwóch tygodniach używania, na mojej twarzy pojawia się nawet o 50% mniej krost i okropnych bolących podskórnych gulek, które były moją codziennością. Co więcej, kiedy już wyskoczy mi taka niespodzianka, to znika po kilku dniach lub w ogóle nie rośnie. Dla mnie jest to nawiększa zaleta mydła i dzięki temu będzie to mój  MUST HAVE codziennej pielęgnacji. 


Mydło możecie znaleźć w wielu internetowych drogeriach, bądź na stronie Nacomi . Cena 100g produktu to ok.14zł, a uwierzcie mi, że mydło jest bardzo bardzo wydajne.

Jeśli się jeszcze zastanawiacie, czy biec do drogerii, to róbcie to bez zastanowienia. Ja ciągle ubolewam nad tym, że spróbowałam je tak późno, bo może dzięki temu, nie miałabym tylu przebarwień po trądziku, które mam teraz. Polecam z ręką na sercu :) 

Jeśli macie pytania, bądź produkty o podobnym działaniu do Savoi Noir, to piszcie w komentarzach :)

Pozdrawiam

poniedziałek, 14 listopada 2016

Fit&Jump! Idealna odskocznia od codzienności.

Fit&Jump! Idealna odskocznia od codzienności.

HEJ!

Dziś przygotowałam dla was trochę inny, ale jakże ciekawy post. Pewnie część z was zna już zajęcia jakimi są Fit & Jump. Ja jestem dopiero początkująca, ponieważ mam przyjemność skakać dopiero od początku miesiąca, ale wiem, że będzie to dłuższa współpraca.

Czym są zatem zajęcia Fit & Jump? Ano niczym innym jak fitnessem na mini trampolinach ;) Krótko mówiąc, są to ćwiczenia ruchowe, wykonywane na trampolinie przy muzyce. 
Co nam dają takie ćwiczenia? Pobudza nam wszystkie części ciała a zatem i mięśnie, ale dzięki wykonywaniu ruchów na trampolinie, nasze stawy nie są obciążone. Dodatkowo 10 minut takich zajęć równa się 30 minutom biegania. Kolejnym aspektem, który dla mnie (mamy siedzącej w domu od 2 lat) była poprawa kondycji. Wierzcie lub nie, ale już przy trzecich zajęciach mój organizm męczył się o wiele wolniej a zakwasy miałam tylko po pierwszych zajęciach. Ponadto "skakanie" pomaga utrzymać naszą równowagę, co jest na początku nie lada wyczynem przy niektórych ćwiczeniach. Czy to nie wystarczająco dużo powodów aby zacząć ćwiczyć? Osobiście nie wyobrażam sobie teraz tygodnia bez trampolin, tym bardziej, że jest to dla mnie odskocznia od codziennego, domowego życia mamy i kury domowej ;) Po każdych więc zajęciach, mimo zmęczenia i zadyszki, mój organizm wytwarza tyle endorfin, że najchętniej ćwiczyłabym codziennie gdyby tylko pozwalał mi na to czas. 

Zatem zachęcam was do tychże zajęć. Są one dobrą metodą na rozpoczęcie aktywności fizycznej szczególnie jesienią czy zimą, kiedy nasze rowery są schowane a pogoda nie zawsze sprzyja długim spacerom. 
Napiszcie zatem jakie dyscypliny lubicie, trenujecie, a może są zajęcia o których istnieniu jeszcze nie słyszałam, a skusiłyby mnie równie mocno ;)?

Pozdrawiam

czwartek, 10 listopada 2016

Pielęgnacja włosów- od czego zacząć?

HEJ!

W dzisiejszym poście chciałabym wprowadzić was w moje tajniki pielęgnacji włosów. Pomyślicie pewnie "przecież każdy dba o swoje włosy", ale chodzi mi o dokładną i intensywną pielęgnację a nawet regenerację. Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam kiedy moje włosy są błyszczące, miękkie, pięknie się układają. Jak więc to zrobić bez częstych wizyt u fryzjera?

W internecie od dłuższego czasu powstaje mnóstwo blogów i portali, na których możemy dokładnie dowiedzieć się w jaki sposób pielęgnować dany rodzaj włosów; jakich kosmetyków używać aby efekt był zadowalający i jak ich używać. Ja swoją przygodę z regeneracją zaczęłam po przeczytaniu bloga guru włosomaniactwa, czyli Anwen . Ślędzę skrupulatnie każdy jej wpis, chłonę każdą cenną wskazówkę i próbuję produkty, które są polecane. Dzięki Anwen trafiłam na wiele odżywek i szamponów, które na moich włosach działają cuda.
Co jednak doprowadziło do zmiany pielęgnacji moich włosów? Metoda prób i błędów. Jest to najlepszy sposób na poznanie potrzeb naszej czupryny, ponieważ nie od dziś wiadomo, że to co służy jednemu, drugiemu może zaszkodzić. Tak też było w moim przypadku. Uwielbiany przez wiele dziewczyn olej kokosowy na mojej głowie powodował puch i tragedię, a olej lniany i olejek rycynowy jest wybawieniem dla moich niesfornych kosmyków. Zaopatrzyłam się więc na początku w podstawowe produkty, na temat których przeczytałam miliony recenzji. Jednak aby nie chomikować tego wszystkiego, starałam się aby każda odżywka, szampon czy olej które mi nie służą, wykorzystać do końca w ten lub inny sposób. Nie zrażajcie się więc, jeśli szampon, który kupicie nie przypadnie wam do gustu a podarujcie go komuś bliskiemu lub znajdzie mu inne przeznaczenie np. do mycia pędzli do makijażu.

To co osiągnęłam przez te kilka miesięcy to minimalizm w mojej pielęgnacji włosów, ale i dobór kosmetyków, które służą mi. Oczywiście nie raz skuszę się na jakąś nowość, aby nie popaść w rutynę, jednak zawsze schemat jest taki sam. Jak więc wygląda teraz moja pielęgnacja?

Olejowanie, odżywka, olej lub serum na końcówki, rzadkie stosowanie suszarki i prostownicy. 

Moje ulubione produkty to:
-olejek rycynowy i olej lniany ( przed każdym myciem)
-odżywka Alterra granat i aloes
-szampon Baby Dream
-szampon Barwa tatarako-chmielowy
-olej z nasion malin do zabezpieczania końcówek

W tej chwili są to produkty bez których nie wyobrażam sobie mojej pielęgnacji, jednak cały czas poszukuję nowości, które moga sprawić, że włosy będą jeszcze ładniejsze :)

Dajcie znać jakie są wasze ulubione produkty i czy macie schemat, który stosujecie, aby utrzymać wasze włosy w idealnej formie.

Pozdrawiam

sobota, 5 listopada 2016

Pogromcy niedoskonałości!

Pogromcy niedoskonałości!
 HEJ!


W dzisiejszym poście, chciałabym wam przedstawić kilka produktów, które stosuję jako moje ostatnie deski ratunku, kiedy wiem, że na mojej twarzy pojawi się krostka, bądź zaczęła się wykluwać a ja chcę zahamować ten proces. 
Są to tanie i łatwo dostępne sposoby, które zazwyczaj działają. Specjalnie podkreślam słowo zazwyczaj, ponieważ są takie rodzaje niedoskonałości, gdzie nic mi nie pomaga i męczę się wtedy z takim szkodnikiem nawet i 2-3 tygodnie. Dlatego przedstawione sposoby są raczej na niewielkie bądź bardziej "zewnętrzne" pryszcze niż te okropne, bolące gule podskórne (jeśli ktoś zna dobre sposoby na te uporczywe cholery to byłabym wdzięczna za wszelką wskazówkę ;) ).

1. KURKUMA

Kurkumę w kosmetyce odkryłam całkiem niedawno. Nie raz słyszałam o cudownych maseczkach oczyszczających z kurkumy, więc kiedy na jednym z blogów znalazłam przepis na pastę z owej przyprawy to wiedziałam, że musze ją wypróbować. Robię więc taką pastę z kurkumy i jogurtu naturalnego w proporcji 1:1. Moja porcja to zazwyczaj dosłownie łyżeczka do herbaty, którą punktowo nakładam na twarz. Fajnie łagodzi i przysusza lekko krostki, ale jest jedna wada tej metody: kurkuma strasznie brudzi na żółto. Dlatego ja stosuję tę pastę wieczorem lub rano, kiedy wiem, że przez kilka godzin nie będę wychodzić z domu. kilka myć mydłem antybakteryjnym i przemycie twarzy tonikiem zazwyczaj pomaga pozbyć się żółtego zabarwienia.


2. MAŚĆ BENZACNE 5%

Na maść oczywiście też trafiłam na jakimś blogu. Ponieważ jednak nie miałam nigdy styczności z tym produktem, to postawiłam na lżejszą wersję maści. Co do efektów, to mam wrażenie, że Benzacne fajnie działa ale na początku, po dłuższym czasie tak jakby skóra się już przyzwyczaiła i nie ma efektów. Jednak, kiedy już żaden sprawdzony sposób nie działa, to wracam do tej maści, stosując ją punktowo na noc. Uwaga jednak, bo maść mocno wysusza.



3. Olejek z drzewa herbacianego

Jest to mój najlepszy i najstarszy sposób na wszelkie wypryski. Ten niepozorny olejek sprawia, że krostki znikają po kilka dniach a im częściej go stosujemy, tym szybciej pozbywamy się naszych nieprzyjacieli. Zazwyczaj nalewam kroplę olejki na patyczek higieniczny lub kilka kropli na płatek kosmetyczny i przemywam "chore" miejsce. Jesli wiem, że przez kilka godzin nie będę wychodzić z domu, to wtedy staram się stosować olejek nawet i kilka razy w ciągu godziny. Najczęściej po 2 dniach widać znaczną poprawę. Jest to mój "must have", który jak tylko się kończy to od razu kupuję. 




Są to moje trzy sprawdzone sposoby, które w jakimś stopniu mi pomagają w walce z moją niedoskonałą cerą. Lubię te metody za łatwość w zastosowaniu i przede wszystkim niską cenę. Oczywiście najbardziej polecam metodą z zastosowaniem olejku herbacianego, bo jest najlepsza i najszybsza (jak dla mnie). 

A wy macie jakieś swoje sposoby na krostki? Chętnie poczytam i wypróbuję nowe metody ;)

Pozdrawiam

czwartek, 3 listopada 2016

Kilka słów o oleju z nasion malin!

Kilka słów o oleju z nasion malin!
HEJ!

Dzisiaj przychodzę do was z jednym z moich odkryć tego roku. Jak wiecie, od dłuższego czasu staram się zastępować moje produkty do pielęgnacji i kosmetyki ze sklepowych i drogeryjnych na te bardziej naturalne. 
Od jakiegoś czasu przekopuję inne blogi w poszukiwaniu informacji na temat pielęgnacji cery problematycznej; zastosowania domowych i naturalnych składników w kosmetyce i ogólnie na temat tego, czym zastąpić dane produkty, aby moja skóra wróciła do stanu sprzed kilku lat. Jest to proces długi, ale cały czas mam nadzieję, że efekty wynagrodzą mi moje wysiłki. 
No dobrze, ale wróćmy do bohatera dzisiejszego posta. Jest nim Olej z nasion malin firmy ETJA.


Jak widzicie, jest to 100% czysty olej z nasion malin zimnotłoczony. Nie posiada żadnych dodatkowych wspomagaczy, dlatego jest tak wspaniały w działaniu. Najczęściej jest on używany jako ochrona przeciwsłoneczna, jednak ja kupiłam go zachęcona opiniami na temat działania na cerę trądzikową. Kiedy pierwszy raz spróbowałam, wiedziałam, że to będzie miłość od pierwszego użycia. Olejek ma lekką, troszkę (jak to olej) tłustą konsystencję, ale mimo to, wchłania się w skórę w tempie ekspresowym. Działa na moją twarz tak dobrze, że olej zastępuję mi krem na dzień i na noc, nawet pod makijaż. Jak do tej pory, jest to jedyny produkt, który nie zapycha mojej wymagającej cery. Ohh jakże męczące były moje poszukiwania kremu idealnego, który w składzie nie miałby gliceryny (największego wroga mojej skóry!) i nie kosztowałby milion monet! 
Dodatkową plusem oleju jest jego wydajność. Nadal przy codziennym stosowaniu, zostało mi pół buteleczki a olej posiadam co najmniej od dwóch miesięcy. 
A ponieważ od jakiegoś czasu mam fioła na punkcie włosomaniactwa, to nie mogłam się oprzeć pokusie, aby nie spróbować oleju do końcówek. Dzięki jego lekkiej konsystencji, możemy go nakładać na włosy a one nadal nie będą obciążone.

Olej polecam każdej osobie, która zmaga się z podobnymi do moich problemów. Mój olej kosztował 24,90, ale wiem, że są jeszcze mniejsze pojemności, więc warto wypróbować. Może wy również pokochacie go od pierwszego użycia tak jak ja? ;) 

Pozdrawiam


Copyright © 2014 KikaLifestyle , Blogger